Gdybyśmy przenieśli się czysto teoretycznie rok wstecz wygrana Cleveland Cavaliers z drużyną Los Angeles Lakers nie była by niczym zaskakującym osoba Lebrona Jamesa powodowała, że ten zespół był innego kalibru. Jak wiadomo po burzliwym i bardzo gorącym lecie transferowym Lebron nie jest już zawodnikiem Kawalerzystów a co za tym idzie i drużyna Cavs walczy już o inne cele.
Patrząc czysto realistycznie tym celem wydaje się być teraz jak "najlepsza" pozycja przed tegorocznym draftem. Wiadomo, że nie będzie to zawodnik pokroju Jamesa mimo to drużyna ze stanu Ohio liczy na ciekawego młodego zawodnika dzięki, któremu będzie mogła myśleć o budowaniu składu na przyszłość.
Nim jednak David Stern ogłosi listę tegorocznego draftu Cavs chcąc nie chcąc muszą dograć sezon regularny do końca. Po ostatnich meczach można było zauważyć, że poza wyjściem na parkiet nic w zespole Cleveland nie działo się optymistycznego. Wszyscy w okół wyśmiewali ten zespół, stał się on pośmiewiskiem ligi. Przy takiej otoczce, którą sami zresztą sobie zgotowali i takim dołku w jakim byli ciężko było o choćby jedno zwycięstwo. Drużyna Cavs zanotowała 26 porażek z rzędu co jest rekordem ligi NBA i była blisko ustanowienia kolejnego niechlubnego rekordu, mianowicie rekord w ilości porażek z rzędu wszystkich sportów zespołowych w USA. Uchronił jednak ich od tego powracający po kontuzji Mo Williams, który zanotował świetny występ przerywając złą passę Cavaliers.
Nikt na poważnie już nie podchodzi do drużyny Cleveland Cavaliers a na pewno nie zrobili tego zawodnicy Lakers, którzy myślami byli już chyba w LA na zbliżającym się All-Star Weekend. Cavs tym czasem zaskoczyli i zrewanżowali się za kompromitującą porażkę na początku stycznia, gdzie zdobyli tylko 57 punktów, a przegrali różnicą 55. Jest to 10 wygrana Cleveland Cavaliers w sezonie. Mogą teraz wygodnie rozsiąść się w swoich domowych fotelach przed zbliżającym się weekendem gwiazd i pooglądać Bryanta i spółkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz