niedziela, 15 maja 2011

GP24: Wywiad z Dainiusem Adomaitisem, trenerem Energi Czarnych

Rozmowa z Dainiusem Adomaitisem, szkoleniowcem Energi Czarnych Słupsk.

–Pierwsza myśl po brązowym medalu?
– Duży, bardzo duży sukces. Bardzo cieszę się z niego. Mnie cieszy ta atmosfera, gdy widziałem w całym sezonie, jak kibice dopingowali nas do walki, do kolejnych zwycięstw, byli z nami przez cały sezon. Gdy było dobrze, gdy było źle, nie opuścili nas. To stwarzało bardzo pozytywne, dobre emocje.

To pierwszy pański sezon w roli samodzielnego trenera i od razu sukces – brąz z Energą Czarnymi. Jak na początek drogi szkoleniowca to dużo...
– Mój sukces? Pierwsze, co powiem, to podziękuję rodzinie, mojej żonie. To jest moje życie. Druga sprawa, że chciałbym bardzo podziękować prezesowi Andrzejowi Twardowskiemu za to, że dał mi szansę. Zaufał mi, młodemu trenerowi – ten biznes chyba opłacił się nam obu (śmiech). Nie każdy prezes umiałby podjąć taką decyzję. Przecież to było duże ryzyko, nikt nie wiedział, nawet ja, co z tego wyjdzie. I jeszcze podziękuję wszystkim w Słupsku, oni pomogli mi w tym pierwszym kroku trenerskim.

Teraz wszyscy się cieszą. Jaki był najtrudniejszy moment?
– Ten sezon był dla mnie bardzo ciężki. Dlatego, że być graczem to jedna rzecz, ale szkoleniowcem to już zupełnie coś innego. Jak jesteś zawodnikiem, to przychodzisz na treningi, jesteś do nich przygotowany i jesteś na meczu, tam dajesz z siebie wszystko. A jako trener musisz pracować cały dzień. Czasami przez 24 godziny. Na początku to było dla mnie olbrzymie zaskoczenie, taki surprise (z angielskiego – niespodzianka – dop. "Głosu Pomorza"). Poznawałem sam siebie. Czasami było ciężko. Był taki okres, szczególnie na początku tej mojej pracy w Enerdze Czarnych, że spałem przez trzy – cztery godziny. Non stop pracowałem. To dla mnie był szok.

Zawodnicy chociaż wtedy odwdzięczali się grą?
– Tak, to było wtedy, gdy wygrywaliśmy. Jak byłem zawodnikiem, było jednak inaczej. Ja byłem bardzo utalentowany jako gracz. Jestem z Litwy, tam takich utalentowanych jak ja są tysiące. Wszystko, co osiągnąłem, zawdzięczam swojej pracy. Dlatego też teraz w Słupsku skoncentrowałem się na pracy. Bo jest tylko jedna droga do tego, by odnosić sukcesy – praca.

W podręcznikach mówią, że sukces w meczu to 10 procent wiedzy i 90 procent tego, jak trener będzie umiał zareagować w trakcie meczu, czyli jak z tej wiedzy skorzystać. Panu było łatwiej?
– Co mecz było inaczej. Nie ma dwóch takich samych spotkań. Jedna rzecz to przygotowanie do meczu, inna – plan na mecz, a trzecia – musisz bardzo dobrze znać swoich zawodników. Bardzo dobrze. Musisz wiedzieć, na co ich stać w każdym momencie akcji, w każdej zagrywce, na początku i na końcu meczu. Byliśmy nowym zespołem, poznawaliśmy się. Mieliśmy zawodników, którzy nie znali się wcześniej.

Ale to element pracy trenera. Pan najszybciej musi rozpoznać ich możliwości...
– Dopiero poznawałem, co oni potrafią zrobić, a czego nie potrafią. Jeszcze inaczej patrzysz na to, co było w rundzie zasadniczej, a co w play off. Zobaczcie, kto wygrał w Eurolidze – Panathinaikos Ateny. Dlaczego wygrał? Bo przez sześć lat ma w miarę ten sam skład. Zmieniają tylko dwóch – trzech zawodników. Trener pracuje tam 12 lat. Dlatego oni mają taki sukces. Tutaj nie ma przypadku, musi być projekt, wyeliminowane są na tym etapie wszelkie rzeczy pozostawiające coś losowi czy szczęściu. W ubiegłym sezonie nie wyszli z grupy do play off. Po sezonie zmienili tylko dwóch graczy.

A pan zostanie w Słupsku? Skoro taki proces budowy zespołu ma trwać, to może dobrze go kontynuować?
– Ha, ja jestem młodym trenerem. Mi się bardzo podoba ta atmosfera w Słupsku. Czasami znajomi z Polski dzwonili trzy – cztery dni przed meczem i prosili o załatwienie biletów na jakiś mecz. Ja się śmiałem, że nie ma. Ludzie wykupili. Ale to oznacza, że jeśli nawet ja nie mogę załatwić biletu, to najlepsze co może mnie spotkać. To świadczy, że dobrze pracuję, jest zainteresowanie klubem i wynikami. Ja jestem z Litwy u mnie wszyscy kochają koszykówkę. W Słupsku też. Idziesz do sklepu, a ludzie pytają się o mecz o zawodników. Mi się to podoba. Dlatego muszę powiedzieć jedną rzecz. Mi na pieniądzach nie zależy. One nie są najważniejsze.

To zostanie pan? Gdyby Energa Czarni grała w pucharach, byłby to dodatkowy atut?
– Jestem w życiu maksymalistą. Muszę chcieć jak najwięcej. Mówię swojej córce – nie możesz być zadowolona z tego, co masz. Musisz chcieć więcej. Ona mówi, że ma średnią ocen 5,7. To ja się jej pytam – czy jesteś najlepsza w szkole? Mówi "nie”. – To jak ty możesz być zadowolona? – pytam. Może to czasami jest źle – tak dużo wymagać od siebie...

Żałuje pan trochę tego spotkania z Treflem w rundzie zasadniczej? Gdyby tam była niższa porażka, można, by walczyć o więcej.
– Mój ojciec, on ma już 85 lat, gdy się kiedyś zdenerwowaliśmy, powiedział mi raz. Ja coś tam plątałem – i on odrzekł: "Posłuchaj synku, gdyby babcia miała jaja, to byłby dziadek”. Dlatego nie ma co mówić, co by było. Cieszmy się tym co jest. Nie żałujmy tego, co było. Wyciągnijmy wnioski. I cieszmy się z tego, co mamy, życie jest za krótkie, by się nim nie cieszyć.

Źródło: gp24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz